Kiedy rodziłam syna, który jest teraz niemal pełnoletni, w Poznaniu nikt nie słyszał, a przynajmniej nie mówił o istnieniu czegoś takiego jak dno miednicy. Obecnie na szczęście sytuacja bardzo się zmieniła i funkcjonuje wiele gabinetów fizjoterapii uroginekologicznej, szpital uniwersytecki reklamuje operacje dna miednicy, a w Internecie można już znaleźć wiele informacji na temat tej części naszego ciała i jego dysfunkcji.

Ogromnie się cieszę z takiej zmiany i zazdroszczę dostępu do wiedzy i leczenia młodym mamom, jednak jedna rzecz mnie niepokoi. Odnoszę wrażenie, że przeszliśmy z etapu „dno miednicy nie istnieje” do mówienia o dnie miednicy tylko w kontekście dysfunkcji, które mogą naprawić specjaliści. Umyka nam gdzieś cały holistyczny kontekst, nie mówimy o przyczynach dysfunkcji, nie wiążemy stylu życia ze sprawnością dna miednicy, itd.

Dno miednicy – co to jest i do czego służy?

Ale od początku: dno miednicy to taki mięśniowy hamak w dole naszego tułowia, który podtrzymuje narządy wewnętrzne, i który uczestniczy, chyba we wszystkich możliwych funkcjach ciała. Czego nie wymyślisz, wszystko jest z nim związane: seks, oddawanie moczu, wypróżnianie (to dość oczywiste), ale też oddychanie, wydawanie dźwięków, chodzenie, trawienie, postawa ciała, większość ruchów (no może oprócz ruszania palcami). Z dnem miednicy mogą być związane napięte stopy, bolące kolana czy zaciśnięte szczęki.

Kiedy sobie to uświadomimy, zrozumiemy, że żeby wyleczyć dysfunkcję dna miednicy, np. nietrzymanie moczu, nie wystarczy wizyta raz w tygodniu u fizjoterapeuty albo 10 minut dziennie ćwiczeń Kegla albo operacja. Nie chodzi o to, że deprecjonuję te metody, absolutnie nie, byłoby to dość niemądre. Chodzi o to, że wyrwana z kontekstu zdrowego stylu życia metoda, nawet najbardziej specjalistyczna, nie pomoże. To tak jakby leczyć się u pulmunologa, nie rzucając palenia. Jasne, że można, ale to trochę bezsensowne.

Jak zapobiegać problemom?

Dlatego, jak zawsze, chcę Cię zachęcić do kompleksowej dbałości o swoje ciało. Bądź aktywna fizycznie, dużo chodź, zadbaj o dobrą dietę, poczytaj o prawidłowych nawykach w toalecie, zapisz się na warsztaty oddychania i relaksacji, itd. itp. I oprócz tego podejmij działania lecznicze.

Załóżmy, że robię 300 kroków dziennie i jest to moja jedyna aktywność fizyczna, do tego cierpię na zatwardzenia, notorycznie wstrzymuję oddech, garbię się i stresuję, no i mam nadwagę. Jeśli nie zmienię choć trochę swojego stylu życia, to nawet operacja nie pomoże.

Zawsze kiedy piszę o zdrowych nawykach, oczami duszy widzę przerażone i wkurzone czytelniczki krzyczące „tę całą listę mam wepchnąć do mojego napiętego grafiku?!”. Spieszę więc wyjaśnić, że wystarczy jedna zmiana, ona pociągnie za sobą kolejne, już bez naszego dodatkowego wysiłku i nakładu czasu. Z mojego doświadczenia wynika, ze najlepiej jeśli ta zmiana dotyczy odrobiny aktywności fizycznej.

Załóżmy że wprowadzasz do swojego życia tylko jedną zmianę: zaczynasz chodzić raz w tygodniu na ćwiczenia. Po jakimś czasie zauważysz, że nie tylko poprawiła się Twoja sprawność, ale też postawa. I jakoś tak bardziej zdrowo wykonujesz codzienne czynności. Przepona też nie jest „przygnieciona”, lepiej oddychasz, jaśniej myślisz. Tracisz ochotę na chipsy z frytkami. I wizyty w toalecie stają się przyjemniejsze. Masz więcej energii – idziesz na dodatkowy spacer. W ten sposób „zaliczasz” całą listę zdrowych zachowań, a zaczynasz od godziny ćwiczeń bez kolejnych założeń (może być pół godziny, ważne, żeby zacząć).

Autor: Anna Wawrzyniak-Strzelińska, promotorka zdrowia, prezeska Stowarzyszenia na Rzecz Wspierania Kobiet „Dbamy o Mamy”, promującego aktywność fizyczną w ciąży.

Stowarzyszenie na Rzecz Wspierania Kobiet „Dbamy o Mamy”