Chociaż na portalu pojawiały się już teksty o porodowych pozycjach wertykalnych, to warto poruszyć tę kwestię raz jeszcze.

Być może myśląc „poród” widzisz kobiet leżącą na plecach. To powszechne skojarzenie, ale niestety szkodliwe. Takie leżenie w czasie porodu to pozycja najbardziej bolesna dla kobiety, męcząca dla rodzącego się dziecka i wydłużająca poród. Rodząc powinnyśmy się ruszać!

W jaki sposób? O tym poczytaj proszę we wspomnianych wcześniej postach z tej serii. Teraz chciałabym napisać o innym aspekcie pozycji porodowych.

Jak ważna jest aktywność w trakcie ciąży?

Otóż chcę bardzo mocno podkreślić, że nie da się nauczyć pozycji porodowych w ciągu jednego spotkania w szkole rodzenia. Ani też poprzez przeczytanie ulotki, artykułu, czy rozdziału w książce. Żeby te pozycje naprawdę zadziałały, musimy być aktywne fizycznie całą ciążę. Nie chodzi tutaj o proste odwzorowanie jakiejś „figury”, sprawa jest bardziej skomplikowana.

Załóżmy roboczo, że nie byłam nigdy zainteresowana aktywnością fizyczną. W 38 tygodniu poszłam do szkoły rodzenia na zajęcia o pozycjach porodowych. Dlaczego na 99% nic mi to nie pomoże w czasie porodu? (jeden procent zostawiam na cud, łut szczęścia, itp.).

Nie pomoże mi to, bo…

  • Prawdopodobnie ogóle nie zapamiętam omawianych pozycji. To jak z każdą inną umiejętnością: jeśli gotujesz z łatwością zapamiętasz nowy przepis; jeśli grasz, zapamiętasz nowy utwór; jeśli ćwiczysz, łatwo zapamiętasz ćwiczenia. To normalne, po prostu masz się do czego odnieść, nowe informacje nie są wyrwane z kontekstu.
  • Jeśli nawet zrobię sobie jakąś ściągę ze zdjęć, rysunków, czy opisów, to prawdopodobnie nie będę „czuła” pozycji wertykalnych. One nie będą odzwierciedlały potrzeb mojego ciała. Nie ma przepisu na wybór, kolejność, liczbę powtórzeń pozycji porodowych. To powinno się dziać intuicyjnie. Jednak jeśli całą ciążę nie miałyśmy kontaktu z ciałem, z ruchem, to może być bardzo trudno o taką intuicję.
  • Nie będę miała kondycji, żeby rzeczywiście się poruszać w czasie porodu. Jasne, odchodzi się już od twierdzenia jakoby poród był jak maraton, ale jednak jakiś zasób siły i energii jest niezbędny. Widać to już właśnie na zajęciach. Jeśli ktoś po zrobieniu 4-6 bocianich kroków sapie i ledwie żyje, to raczej  nie będzie się poruszać w czasie kilkugodzinnego porodu. Zresztą ja to potem słyszę od młodych mam: „teoretycznie wiem, że pozycje wertykalne pomagają, ale byłam tak słaba, że wolałam leżeć”.
  • Nie będę miała wystarczającej elastyczności, mobilności. Nie chodzi o to, żeby zrobić przysiad ogromnym wysiłkiem, z zaciśniętymi zębami i wbrew swemu ciału. Ten przysiad musi być wyćwiczony, „zinternalizowany”, naturalny dla nas. Jeśli zrobię go na siłę, to owszem zewnętrzna pozycja będzie taka jak uczono w szkole rodzenia, ale w środku, w naszym ciele wszystko będzie pospinane, zaciśnięte (zaciśnięte zęby równa się zaciśnięte dno miednicy).
  • Mogę mieć wrażenie, że pozycje porodowe mi przeszkadzają, że to nie to, że mnie męczą. To tak jak np. z bieganiem. Za pierwszym razem nie jest raczej fajnie. Czujemy zmęczenie, ociężałość, krótki oddech, może mdłości. Czy to znaczy, że bieganie nie działa albo wręcz szkodzi? Nie, po prostu korzyści pojawią się po jakimś czasie regularnego treningu.     
  • Nie będę miała wypracowanych swoich własnych osobistych metod. Jasne, że są ogólne reguły, które może nam przekazać położna, fizjoterapeuta, itd., ale pewne rzeczy są właściwe tylko dla nas, dla naszego ciała. Ćwicząc regularnie, sama doszłabym do pewnych rzeczy. Na przykład, że lepiej rozsunąć jeszcze trochę stopy albo, że to ćwiczenie lubię, a tego nie. A jeszcze inne jest ok, ale w moim przypadku z drobną modyfikacją. Tej całej wiedzy mi zabraknie.
  • Argument psychologiczny, w odróżnieniu od wcześniejszych fizjologicznych: jeśli trafię na nieprzychylny personel, który autorytarnie da mi do zrozumienia, że „w tym szpitalu leży się na plecach, a nie wydziwia”, to od razu dam się przekonać. Kobiety, które cała ciążę są aktywne fizycznie, nie dadzą sobie łatwo takiej rzeczy wmówić. One po prostu wielokrotnie doświadczyły (podkreślam „doświadczyły”, nie „przeczytały”, „usłyszały”), że ruch działa, pomaga. I jedna krótka komenda nie pozbawi ich z tego przekonania.

Praktyka to podstawa

Piszę to, żebyś się odpowiednio przygotowała do porodu, ale też dlatego, aby zadbać o PR szkół rodzenia. Wiele razy zdarzyło mi się słyszeć np.: „Aniu, te techniki nie działają, prawdziwy poród wygląda inaczej”, „W szkole rodzenia opowiadali jakieś bzdury, nie byłam w stanie tego zrobić, kiedy miałam skurcze”.

Zgadzam się, jedna pogadanka w szkole rodzenia nic nie da, nie działa. I byłby to prawdziwy cud gdyby zadziałała. Nie wiem jak wam, ale mi nigdy nie udało się zrobić nic ważnego w godzinę. Ani umeblować pokoju ani napisać pracy dyplomowej, nauczyć się języka, schudnąć. Przygotowanie do porodu jest skuteczne, ale wymaga długiej i systematycznej pracy. Pogadanka w szkole rodzenia to powinna być wisienka na torcie, a nie jedyne „przygotowanie”.

Autor: Anna Wawrzyniak-Strzelińska, promotorka zdrowia, prezeska Stowarzyszenia na Rzecz Wspierania Kobiet „Dbamy o Mamy”, promującego aktywność fizyczną w ciąży